Rano wsiadamy do kolejnego bardzo zatłoczonego busa (2 RON). Jedziemy do Vama Veche, ostatniej rumuńskiej wioski przed bułgarską granicą. Popełniliśmy 2 błędy. Po pierwsze wysiedliśmy tam gdzie wszyscy, czyli w wiosce Vama Veche, podczas kiedy można było za te same pieniądze dojechać do samej granicy (Vama Veche Frontiera). Tłok w busie był jednak taki, że nic nie było widać przez okna, a my nie dopytaliśmy się o ten szczegół techniczny. Teraz nasze gapiostwo będzie nas kosztować 2 km marszu. Drugi błąd to wczorajszy nocleg. Bez problemu mogliśmy już wczoraj przyjechać do Vama Veche, a miejscowość ta wydaje się być zdecydowanie przyjemniejsza od Mangalii. Przynajmniej jest tu o wiele mniej tłocznie. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło. Poranny marsz do granicy wynagradzają nam widoki na Morze Czarne. Zaglądamy też do cerkwi w Vama Veche.
Przekroczenie granicy to formalność. W sumie za równo Rumunia, jak i Bułgaria należą już do Unii Europejskiej. Na granicy dostajemy pakiet reklamowy: mapę Bułgarii, trochę słodyczy i chusteczki turystyczne. Fajny pomysł.