Na dworcu w Konstancy żegnamy się z chłopakami. Oni mają zamiar pozwiedzać miasto, my poszukamy jakiegoś ładnego kawałka plaży gdzieś dalej na południu Rumunii. Pojawia się również pomysł, żeby jeszcze dziś jechać do Bułgarii. Szybko orientujemy się w sytuacji transportowej. Pociąg do Mangalii jest za 2 godziny. Pojedziemy busem. Tych pod dworcem – zatrzęsienie ! Ciekawe doświadczenie, bo busa kierowca wypełnia po brzegi i dach i ... dopiero wtedy odjeżdża. Po drodze zatrzymuje się na kilku przystankach i mimo iż do wnętrza pojazdu nie da się już nic wcisnąć, zabiera wszystkich chętnych. Kiedy wreszcie pasażerowie są stłoczeni niczym sardynki w puszce, chudy jak nitka nastoletni pomocnik kierowcy zaczyna zbierać kasę za przejazd (5,50 RON od osoby). Ela zauważa, że chyba do tej pracy wybierają chłopaków o specyficznej budowie – późniejsze obserwacje potwierdzają te przypuszczenia, wszyscy kasjerzy są bardzo szczupli. Mimo iż nikt z podróżujących nie jest się w stanie nawet obrócić, kasjer przeciska się dość swobodnie przez tłum.