W autobusie na Łysą Polaną prawie sami Polacy. Część, podobnie jak my, z wielkimi plecakami. Inni do Popradu tylko na basen i zakupy wyskoczyli. Od razu za przejściem granicznym wsiadamy do busa jadącego do Zakopanego. Niestety musimy długo czekać, aż kierowca uzbiera satysfakcjonującą go grupę pasażerów. Do Zakopca docieramy koło 19-tej. Po drodze debatujemy nad zostaniem jeszcze dzień lub dwa w stolicy polskich Tatr. Chyba nie warto, bo nie niebo zrobiło się zupełnie czarne i zaczęło lać. Na dworcu autobusowym konsternacja. Mimo iż dokładnie wiemy, o której godzinie mamy połączenie autobusowe do Białegostoku, to pani w okienku oświadcza, że nie wie nic o żadnym autobusie relacji Zakopane-Białystok. Dzwonimy do znajomych, którzy w tym roku jeździli już tym autobusem. Hahaha – autobus jest, tyle że nie odjeżdża z peronu dworcowego, a bezpośrednio z ulicy. Bilety do nabycia nie w okienku kasowym, a u kierowcy (70 zł). Taka … partyzantka, zapewne w celu ograniczenia kosztów. Planowo, to jest o 21:45 wyjeżdżamy. Podobnie jak wcześniej Ruse, Bukareszt i Budapeszt, Zakopane żegna nas ulewnym deszczem.