Czas szybko mija i dojeżdżamy, a raczej wtaczamy się „… jak żółw ociężale” na dworzec w Tulczy. Jesteśmy dokładnie 2 minuty przed odpłynięciem promu do Suliny. Pociąg zatrzymuje się jednak tuż przed samą stacją. Z okna pociągu widzimy, że promy płynące właśnie odpływają (wszystkie odpływają dokładnie o tej samej porze z Tulczy do różnych miejscowości położonych w obrębie Delty Dunaju). Co robić ?!? Szybki sprint z plecakami do miejsca cumowania promów i … zdążyliśmy na ten ostatni, który jeszcze nie odpłynął. Prom płynie do Sfantu Gheorghe, czyli nie tam gdzie zmierzaliśmy. Jak się później okazało, los zadecydował za nas bardzo dobrze J. Oczywiście, ze względu na to iż wpadliśmy na prom w ostatniej chwili, nie kupiliśmy biletów w kasie. Jak się okazuje nie jest to problemem. Sugestywne mrugnięcie oka i nasze zapewnienie, że tak naprawdę to bilet w wersji drukowanej nie jest nam do niczego potrzebny i … płacimy za podróż tylko połowę ceny (11 RON od osoby).