Geoblog.pl    Pacyfa    Podróże    Rumunia 2007    Bolace stopy, prawdziwa rumuńska kawa i morze, które robi BLEEEE....
Zwiń mapę
2007
01
sie

Bolace stopy, prawdziwa rumuńska kawa i morze, które robi BLEEEE....

 
Rumunia
Rumunia, Constanţa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1448 km
 
Po wczorajszym górskim maratonie asfaltowym Elę bardzo bolą odciski na stopach. Pierwsza rzecz, jaką musimy załatwić to znalezienie noclegu z łazienką i zrobienie opatrunków. Wsiadamy w autobus linii 43, który powinien dojechać na Autogara Nord, czyli Północny Dworzec Autobusowy. W okolicy mamy namiar na noclegi, a z tego dworca będziemy najprawdopodobniej wyjeżdżać jutro w dalszą drogę. Niestety, trasy w Konstancy są bardzo słabo poopisywane, a na przystankach brakuje rozkładów jazdy. Mimo, że wsiedliśmy w autobus o właściwym numerze, zamiast na dworzec dojeżdżamy do jakiegoś hipermarketu za miastem. Kierowca tłumaczy nam, że niektóre spośród autobusów tej linii mają zmienioną końcówkę trasy, tak aby dojeżdżać do centrum handlowego. Okazuje się również, że upatrzony przez nas hotel znajduje się jednak dość daleko. Za daleko na spacer, a zwłaszcza na spacer z pęcherzami na elowych stopach ! Wsiadamy ponownie do autobusu i po raz kolejny robimy sobie trasę turystyczną wzdłuż całego miasta. Na dworcu kolejowym przesiadamy się w autobus linii 40 i tym razem jedziemy już na właściwą ulicę. Dworzec Autobusowy przynajmniej na razie zostawiamy w spokoju, opatrzenie obolałych nóg jest zdecydowanie ważniejsze. Zanim docieramy do upatrzonego przez nas akademika, który w trakcie wakacji pełni rolę niedrogiego hotelu, dowiadujemy się o ceny w znajdującym się nieopodal małym hoteliku. Zaczepia nas również Rumun, który proponuje wynajem pokoju w jego mieszkaniu. I w jednym i w drugim przypadku rezygnujemy. Ceny są zdecydowanie za wysokie (150-200 lei za nocleg dla 2 osób). Również podawana przez przewodnik cena wybranego przez nas wcześniej miejsca noclegowego jest nieaktualna. Aktualny jest jednak niestety standard opisywany w przewodniku. Nie będziemy szukać dalej, bo Ela i tak już ledwo chodzi, a prawdopodobnie i tak ciężko będzie o coś tańszego. Bierzemy pokój za 80 lei. Łazienka jest na zewnątrz. Śniadanie wliczone w cenę. Na nic zdają się próby zrezygnowania z posiłku w zamian za obniżenie ceny. Trudno ! Zrzucamy plecaki. Ela idzie do łazienki, po 30 sekundach wraca zła jak osa – nie ma ciepłej wody ! Nic nie uda nam się z tym zrobić. Podobno ciepła woda ma się pojawić po południu. Kąpiel będzie w lodowatej wodzie. Ela opatruje stopy. Decydujemy się na dłuższy odpoczynek. Zwiedzać będziemy jak zregenerujemy trochę siły. Dość forsowny dzień wczorajszy, krótki sen w przegrzanym, zatłoczonym pociągu i kilka stresujących sytuacji z samego rana zrobiło swoje. Zapadamy w głęboki sen. Zwiedzać idziemy dopiero w południe. Na początek … a jakże … schodzimy na brzeg słynnego Morza Czarnego. Hurrrra … morze, plaża i … mnóstwo śmieci ! Wszędzie pełno butelek, papierów, puszek, łupinek po pestkach … O nie, nikomu na pewno nie polecimy plażowania w Konstancy. Przechodząc koło jednego z falochronów zobaczyliśmy jak wygląda woda, a może raczej zawiesina morska. Kąpieli też tutaj nie będzie … no przynajmniej my sobie darujemy. Zamiast tego kierujemy się do zabytkowej części miasta. Spacer nabrzeżem i uliczkami Konstancy zajmuje nam około 3 godziny. Budownictwo robi wrażenie, ale wymaga sporo nakładów na remonty. Razi też olbrzymia ilość śmieci walających się po chodnikach. Najciekawsze obiekty to cerkiew katedralna, wielki meczet, nieco ukryty (i wymagający gruntownego remontu) dom pod lwami, ciekawa cerkiew obrządku greckiego oraz oczywiście perełka secesyjnego budownictwa – kasyno. W centrum, w dość przyjemnym parku, można również obejrzeć odsłonięte pozostałości starorzymskiego miasta Tomis. Z wejścia do bardzo rozreklamowanego akwarium rezygnujemy, mimo iż początkowo chcieliśmy tam wejść. Budynek jest niewielki, a kolejka oczekujących na wejście wygląda na minimum godzinną. Dzień podsumowujemy pizzą i piwkiem w mieście i butelką czerwonego półsłodkiego z winnic Buzau – w hotelu. Po drodze do hotelu zaopatrujemy się jeszcze w komplet widokówek i znaczki. Wieczór wykorzystamy na napisanie wakacyjnych pozdrowień do znajomych. Około 20 pojawiła się ciepła woda pod prysznicem – hura ! Jak czasami niewiele potrzeba do szczęścia ! Ponownie zapadamy w mocny sen.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Pacyfa
Pacyfa
zwiedził 17% świata (34 państwa)
Zasoby: 606 wpisów606 30 komentarzy30 357 zdjęć357 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
13.08.1993 - 18.08.1993
 
 
03.07.1995 - 09.07.1995
 
 
30.07.1996 - 14.08.1996