„Rumunia ?”, „Czyście powariowali ?”, „Nie lepiej gdzieś, nad jakieś ciepłe morze ?”, „Ale … po co tam jedziecie ?”. Takie pytania padały od osób, które dowiadywały się dokąd mamy zamiar pojechać na tegoroczne wakacje. „Jak to po co ? A byłeś kiedyś w Rumunii ? Nie ??? Widzisz, ja też … dlatego tam jadę”. Mniej więcej tak przebiegał ciąg dalszy każdego z dialogów. Jedziemy, żeby zobaczyć. Chcemy móc sami skonfrontować rzeczywistość ze stereotypowymi, często krzywdzącymi poglądami jakie generalnie mają ludzie w Polsce na temat tego rejonu Europy. Chcemy również móc zobaczyć i samemu ocenić to co opisywane jest w coraz liczniejszych optymistycznych artykułach w prasie podróżniczej. Rumunia, podobnie jak Bułgaria, jeszcze w przeddzień wstąpienia do Unii Europejskiej wydać musiała kolosalne pieniądze na promocję swoich atrakcji turystycznych. W ciągu ostatnich 2 lat nie było chyba miesiąca, żeby w którymś z kolorowych magazynów nie pokazano malowniczych fotografii w rumuńskiej Bukowiny, Delty Dunaju, czy bułgarskiego wybrzeża Morza Czarnego. We wszystkich autorzy przekonywali, że kraje są bezpieczne, co raz nowocześniejsze, ale jednocześnie za wciąż niewielkie pieniądze można tam zobaczyć starą Europę. Tę Europę, w której dla większości mieszkańców szeroko rozumianego Zachodu czas stanął w miejscu minimum pół wieku temu. Europę zapomnianych już gdzie indziej obrzędów, tradycyjnych ubiorów, ginących zawodów, pasterzy owiec, górskich ognisk i cygańskich taborów. A do tego Europę jeszcze przecież tak niedawno komunistyczną, a potem ogarniętą kolosalnym kryzysem, a wręcz chaosem … więc jaką ? Chcemy pojechać i zobaczyć !
My, czyli Ela i Kuba. Miało być nas trochę więcej, ale grono chętnych kurczyło się wraz z upływem czasu, jaki pozostał do dnia wyjazdu. Efekt jest taki, że jedziemy we dwójkę. Trochę nas to przeraża, ale jakoś to będzie …
Miesiąc przed wyjazdem Kuba rezerwuje i opłaca bilety na autobus do Lwowa (75 zł za osobę). „Skoro nikt inny nie chce to trudno. Ja biletów nie mam zamiaru zwracać !” Nieodwołalna decyzja zapadła. Jedziemy ! Takie postawienie sprawy zmobilizowało nasze rodziny do działania. W jakiś cudowny sposób, niemal codziennie, zaczęły pojawiać się zatrważające informacje dotyczące celu naszej wyprawy. Wypadki, kradzieże, plaga śmiercionośnych pająków oraz fala rekordowych upałów miały nas w ostatnim momencie odwieść od „irracjonalnego pomysłu” jakim jawił się naszym bliskim zaplanowany wyjazd. A my powoli kończymy przygotowania do wyjazdu: kompletujemy apteczkę, wykupujemy ubezpieczenie, wprowadzamy ostatnie zmiany w planie podróży i wreszcie nadchodzi ten dzień …