Szukamy Kauno Marios. Napotkani ludzie stanowczo protestują – „To nie jest jezioro, to morze !” Znajdujemy nad tym „morzem” całkiem fajne miejsce na nocleg. Na szczęście przestało padać. Rozstawiamy namioty i nawet udaje nam się rozpalić ognisko. „Nawet”, bo drewno jest zupełnie przemoczone. W Kownie na pewno kupimy rozpałkę do grilla, może się nam przydać w Skandynawii. Kąpiel w Kowieńskim Morzu nie należała do najprzyjemniejszych doznań tego dnia. Zbiornik jest paskudnie zamulony i zagloniony. Przyjemne było posiedzenie przy ognisku i litewskie piwko (Utenos – mniam; Diesel – hmmm ... są już lepsze piwa).
KAUNO MARIOS 10:30
Dzięki temu, że wczoraj wieczorem dojechaliśmy aż nad Kowieńskie Morze, bardzo wcześnie dojeżdżamy do Kowna. Mamy tutaj sporo czasu, więc dostosowujemy się do leniwej niedzielnej atmosfery i równie leniwie spacerujemy po tym drugim co do wielkości mieście Litwy. Kowno robi pozytywne wrażenie, chociaż jeszcze sporo wysiłku i pieniędzy trzeba, aby stało się ono litewską Mekką turystów. Budynki, w których można się zauroczyć, sąsiadują ze starymi, pewnie nigdy nie remontowanymi kamienicami. Stare, piękne kościoły, straszą zdewastowanymi w czasach ZSRR wnętrzami. My nasz spacer rozpoczynamy od Kościoła św. Archanioła Michała. Dalej idziemy długim deptakiem, który tworzą Laisves aleja i Vilniaus gatve. Wzdłuż deptaku rozmieszczono liczne nowoczesne rzeźby. Zwiedzamy: katedrę, Kościół św. Piotra i Pawła, rynek staromiejski, gotycki Dom Perkuna, ratusz, zamek oraz Muzeum Diabłów – podobno jedyny taki obiekt na świecie (5 Lt od osoby). W muzeum zgromadzono wizerunki diabłów z całego świata – są tu diabły śmieszne i straszne, są rzeźby bardzo stare i plastikowe breloczki Manchesteru United. Muzeum robi bardzo pozytywne wrażenie, ale jest w nim zdecydowanie za gorąco (Piekło ?). Całą sytuację rozumiemy po wyjściu z budynku – na niebie olbrzymie słońce i ani chmurki. Jest upalnie.